Rozwód z żoną można wygrać, nawet będąc w trudnej sytuacji. Dużo jednak zależy od tego, na ile zaangażujesz się sprawę i odpowiednio wcześnie się do niej przygotujesz. Jeśli zostaniesz obciążony wyłączną winą za rozpad małżeństwa, żona będzie mogła domagać się dożywotnich alimentów. Na siebie, nie na dzieci!

Kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn, posiadają silną intuicję, dzięki której są w stanie wyczuć, kiedy ich partner spotyka się z drugą kobietą. Mężczyźni mają trudniej. Nie posiadają rozbudowanej intuicji, stąd znacznie więcej czasu zajmuje im zorientowanie się, że partnerka być może nie jest wierna. Mężczyźni wolą słuchać rozumu niż głosu serca i przeczuć. Potrzebują twardych dowodów, zanim przyjmą coś za pewnik. Jeśli trafiłeś na ten artykuł, prawdopodobnie już zacząłes podejrzewać, że twoja partnerka może nie dochowywać ci wierności. Zanim podejmiesz jakiekolwiek działania, dobrze jest utwierdzić się w przekonaniu, że nic ci się nie wydaje i faktycznie coś niedobrego dzieje się w twoim związku. Pomoże ci w tym lista zachowań typowych dla kobiety, która zdradza partnera. Przeczytaj też: dlaczego zdradzamy? Zdrada kobiety – 10 dowodów Obojętnieje Kobieta ma to do siebie, że kiedy jest zaangażowana w związek, bardzo przejmuje się zachowaniem swojego partnera oraz tym, jak on traktuje ją i relację, którą z nią tworzy. Potrafi obrazić się, ponieważ zapomniałeś o jakiejś drobnej rocznicy, nie zadzwoniłeś wieczorem, czy wolałeś spędzić sobotę z kolegami, zamiast z nią. Jeśli przestała wymagać od ciebie uwagi, nie robi ci wyrzutów o niedostateczny kontakt czy zaangażowanie, masz powód do zmartwienia. Jej uwagę zajmuje ktoś inny. Bardziej dba o siebie Kiedy zaczynaliście się spotykać, twoja partnerka na każde spotkanie szykowała się wyjątkowo starannie, tak, aby swoim widokiem zaprzeć ci dech w piersiach. Jednak z biegiem czasu, kiedy wasz związek okrzepł, partnerka, a może nawet już i żona, przestała aż tak bardzo się starać, aby pięknie dla ciebie wyglądać. Jest to całkowicie normalne, nie powinno cię martwić. Jeśli jednak ona znów zaczyna przywiązywać dużą uwagę do tego, jak się prezentuje, do każdego wyjścia szykuje się dłużej, niż na spotkanie z tobą, być może próbuje zachwycić tym, jak wygląda, nowego mężczyznę. Inwestuje w nową bieliznę, seksowniej się ubiera Kiedy kobieta poznaje kogoś nowego, często zaopatruje się w nową, seksowną bieliznę. Dzięki temu czuje się seksowniejsza, co przekłada się na to, że łatwiej jest jej uwodzić tego drugiego. Pomocne w tym mogą okazać się również nowe perfumy. Jeśli więcej ich zużywa, być może próbuje w ten sposób ukryć jego zapach, który został na jej skórze. Zauważyłeś, że zmieniła sposób malowania się? Nakłada albo więcej, albo mniej makijażu? To również może być spowodowane preferencjami kochanka. Przestaje planować Większość kobiet ma to do siebie, że lubi robić plany na przyszłość. Do tego zadania często próbuje zaangażować również partnera, gdyż lubi czuć, że i on widzi potencjał i przyszłość związku. Jeśli przestaje robić plany, a dodatkowo, kiedy ty zaczynasz w pewnym momencie o nie pytać, ona próbuje ucinać temat, może świadczyć to o tym, że w jej wizji przyszłości nie ma już dla ciebie ważnego miejsca. Nie interesuje jej seks W każdym zdrowym związku para buduje intymność i bliskość poprzez uprawianie seksu. Jeśli twoja partnerka zaczęła unikać zbliżeń, może świadczyć to o tym, że zaspokojenie oraz spełnienie daje jej ktoś inny. Jest wyjątkowo zajęta Kobieta, która jest zaangażowana w relację, zawsze będzie chętna, aby jak najwięcej czasu spędzać z mężczyzną, na którym jej zależy. Jeśli przestała mieć dla ciebie czas, powinieneś uważniej przyjrzeć się jej zachowaniu. Wychodź z inicjatywą i obserwuj jej reakcję. Nie chodzi tu tylko o spontaniczne zaproponowanie wyjścia na spacer, obiad, czy wspólne oglądanie filmów, od których zawsze może wymigać się napiętym grafikiem. Jeśli chcesz ją naprawdę sprawdzić, zaproponuj coś na dzień i porę, kiedy wiesz, że jest wtedy wolna i nie ma planów. Jeśli i wówczas będzie się wykręcać od spotkania z tobą, być może swój wolny czas ma już zarezerwowany dla innego mężczyzny. Bardziej niż przedtem dba o swoją prywatność Czy twoja partnerka zaczęła nagle bardziej uważać na to, aby jej telefon nie wpadł w twoje ręce? Być może wyciszyła dzwonek i znacznie częściej niż kiedyś zdarza jej się odrzucać rozmowy, gdy jesteś w pobliżu? Czy cieszy się z wiadomości sms, ale nie chce podzielić się z tobą ich treścią lub informacją o ich nadawcy? Czy wysyła smsy znacznie częściej, niż przedtem? Czy wprowadziła do swojego telefonu hasło, dzięki czemu tylko ona może do niego zajrzeć? A może odkryłeś, że ma inny telefon, o którym ci wcześniej nie powiedziała? Może go używać do kontaktów z tym drugim mężczyzną. Kiedy kobieta nagle zaczyna naciskać na konieczność zachowania prywatności, jest to znak, że stara się ukryć przed tobą coś istotnego. Unika pytań, szuka zaczepek Kobieta, która zdradza, nie lubi pytań (o jej plany, o jej wolny czas, o nowy numer telefonu, o odrzucane rozmowy, itp.), gdyż musi wówczas szybko wymyśleć jakieś kłamstwo, którym przykryje prawdę. Dlatego kiedy padają pytania, albo szybko zmienia temat, albo odmawia odpowiedzi, albo zaczyna cię atakować. Szukanie powodów do kłótni może być również jednym z jej sposobów na to, aby udowodnić ci później, że ten związek już od jakiegoś czasu nie był zdrowy. Zaczyna unikać spotkań z twoją rodziną i przyjaciółmi, mówi „ty i ja”, zamiast „my” Kiedy kobieta zdradza, najczęściej odcina się od rodziny i przyjaciół swojego partnera. Spowodowane jest to poczuciem winy, jak również obawą, że ktoś z bliskich może zauważyć zmianę, jaka w niej zaszła. Dodatkowo, przestaje się dzielić z tobą informacjami ze swojego życia, nie mówi ci, co czuje, nie opowiada o tym, co jest dla niej ważne. W rozmowach, czy to z tobą, czy z rodziną i przyjaciółmi, nie chce używać sformułowania „my”, zamiast tego mówi o was „ty i ja” lub „on i ja”. Jest to jasny znak, że już nie odgrywasz w jej życiu istotnej roli. Ma nowych przyjaciół, których ty nie znasz Jeśli twoja partnerka nagle znajduje nowych przyjaciół, którym zaczyna poświęcać dużo swojego czasu, ale których nie chce ci przedstawić, masz powód do obaw. Spójrz jej w oczy Kiedy jesteście na zewnątrz, czy to w kawiarni, restuaracji, czy na spacerze w parku, czy odnosisz wrażenie, że skanuje otoczenie, sprawdza, kto jest wokół was? Jednocześnie nie przywiązuje specjalnej uwagi do ciebie? Nawet jeśli jej kochanek wie, że ona ciągle z tobą jest, twoja partnerka zawsze w sytuacjach, kiedy wychodzicie między ludzi, będzie czujnie obserwować otoczenie. Dzięki temu szybciej wyłapie w tłumie tę drugą osobę, zwiększy tym samym swoje szanse na przemyślaną, szybką reakcję (np. propozycję, aby przenieść się w inne miejsce), kiedy on pojawi się w pobliżu. Kiedy siedzicie naprzeciwko siebie, zwróć uwagę na to, czy ona patrzy ci w oczy. Jeśli ucieka wzrokiem gdzieś w bok, a na pytanie, czy cię kocha, odpowiada, że tak, ale nie patrzy przy tym na ciebie, możesz zacząć się martwić. We wszystkich powyższych punktach zostały opisane zachowania typowe dla kobiet, które zdradzają, bądź przymierzają się do zdrady. Jednak jeśli ona twierdzi, że jest ci wierna, a wspomniane zachowania mają miejsce w waszym związku, jest to znak, iż między wami nie dzieje się dobrze. Zapytaj się, czego jej brakuje, jak mozesz sprawić, aby była szczęśliwa. Przeczytaj też: oznaki kryzysu w związku! Jeśli większość z wymienionych zachowań zaobserwowałeś u swojej partnerki, szczerze z nią porozmawiaj. Zapytaj, czy kogoś ma. Ona mnie zdradza W momencie, kiedy twoja partnerka przyznała się do zdrady, nie działaj pod wpływem chwili! Jeżeli ona żałuje i chce być z tobą, odczekaj chwilę i gdy opadną emocje, zastanów się, czy mimo tego, co się wydarzyło, dalej chcesz z nią być. Jeśli obojgu dalej wam na sobie zależy, ten związek będzie można uratować. W sytuacji, kiedy ona przyzna się do zdrady i zakomunikuje ci, że odchodzi, możesz albo spróbować o nią zawalczyć (jeżeli jesteś pewien, że wybaczysz jej to, co ci zrobiła), albo pozwolić jej odejść. Jakkolwiek nie potoczą się losy waszego związku, będziesz cierpieć. Pamiętaj jednak, że czas naprawdę leczy wszystkie rany, a złamane serce się zrośnie! Nie zapominaj również, że na świecie żyją kobiety, dla których zdrada jest nie do przyjęcia, nie mogłyby skrzywdzić w ten sposób swojego ukochanego. Na taką kobietę zasługujesz. Źródła 15 Signs That She Is Cheating O autorze: Kasia Hirt Zobacz więcej artykułów autorstwa Kasia Hirt Tata mówił, że tylko czekała do wieczora, żeby do nas jak najszybciej zadzwonić, usłyszeć, dowiedzieć się czy wszystko w porządku. Wysprzątała cały dom, doprowadziła do ładu nasz spory i często zaniedbany ogródek, bo nie miała co ze sobą zrobić, czuła się nieswojo w pustym domu, a to było tylko 6 dni. Bądźmy poważni… Co to znaczy „odpocząć od siebie?”. Jedyna zasadna sytuacja, w której mogłyby paść takie słowa, jest wówczas, gdy związek przechodzi naprawdę burzliwą fazę. Kiedy On i Ona się codziennie kłócą albo nawet biją. Te konflikty są już dla obojga nie do wytrzymania. Wtedy się oboje zgadzają, że powinni się przeprowadzić do różnych pokojów, nie rozmawiać, nie dyskutować albo wyjechać osobno na urlop. Natomiast częściej się spotyka wariant mówi to ON - Te słowa to elegancka zapowiedź mówi to ONA - Patrz radaNajczęściej tak mówią ludzie kulturalni, którzy nie chcą przesadnie się ranić i stopniowo od siebie odchodzą. Nie pakują walizek w pięć minut i wyprowadzają się, wiedząc, że między nimi koniec - rozstają się na raty. Patrząc sobie w oczy, zapewniają, że chcą tylko trochę odpocząć, mieć czas na przemyślenie ich związku. Jednak tak naprawdę te słowa oznaczają: „Żegnaj!”.Ale uwaga, inaczej jest, jeśli On lub Ona mówią: „Dajmy sobie trochę więcej czasu”. Mogłoby się wydawać, że po takim stwierdzeniu też nic już nie można zrobić i związek na pewno się rozpadnie. Ale to nieprawda. Właśnie po takich słowach pary bardzo często przychodzą po pomoc do gabinetu terapeuty. I codziennie jestem świadkiem tego, jak wielką metamorfozę można przejść. Jak wiele można z siebie dać, żeby zatrzymać drugą osobę. Można wyjść z najcięższego kryzysu, jeśli ktoś, kto nas zranił, ale kogo wciąż kochamy, udowodni nam, że jest w stanie zrobić wszystko, byśmy z nim najważniejsze to przekonać partnera, że jesteśmy zdolni do zmiany. Gdy to się uda, reszta jest już łatwiejsza. Miałem niedawno taki przypadek - całkiem typowy. Ona miała już dość życia z facetem, który był kłótliwy, reagował impulsywnie na najmniejszy cień krytyki. Zdecydowanie za dużo pracował w tygodniu, a w weekendy grał z kumplami w karty. Jakby tego było mało, z natury był skąpy i ciągle żonie wypominał, że jest rozrzutna, bo zamiast kupować wszystko na promocji, robiła normalne zakupy. Nawet mi trudno było uwierzyć, że tak łatwo uda się ich związek postawić na nogi. Ale ten facet rzeczywiście wszystko przemeblował. W ciągu dwóch tygodni przeprowadził życiową rewolucję: zmienił pracę, odciął się od kumpli, przestał kontrolować wydatki żony, zapanował nad swoim temperamentem i nauczył się ZMIENIĆ NASZE ŻYCIETo jest bardzo ważny i groźny komunikat. Oczywiście nie mówimy o sytuacji, w której ktoś stracił pracę, obniżono mu pensję itp. Jeśli On lub Ona informuje nas, że musimy zmienić nasze życie, to oznacza, że ich związek przechodzi bardzo głęboki kryzys i teraz już tylko „albo w prawo, albo w lewo” - czyli rozstajemy się albo musimy przeprowadzić jakąś rewolucję, bo nasz związek nie - znaki, które zapowiadają kryzysKażde rozstanie poprzedzają znaki przygotowujące grunt pod decyzję osoby, która pragnie odejść. „Ty mnie nie rozumiesz” - może powiedzieć On lub Ona. Oznacza to oczywiście to, że znalazł się ktoś, kto ich lepiej rozumie. Do tej samej kategorii należy stwierdzenie: „Musimy coś zrobić w naszym życiu, bo mam już tego dość. Tak dalej już nie można żyć!”.To nie jest przeważnie puste gadanie. Należy natychmiast podjąć dialog. Broń Boże nie odsuwać go w czasie! Trzeba kuć żelazo, póki gorące, bo dla wielu związków na tym etapie jest jeszcze szansa na przetrwanie. Choć samego przetrwania nie można nazwać sukcesem związku. Jeśli trwałość jest jego jedyną zaletą, to trochę mało. Bo chyba chodzi nam jeszcze o jakość życia. Ale faktem jest, że na tym etapie można jeszcze ocalić niejeden radaGdy w takim momencie para pojawia się w moim gabinecie, zazwyczaj słyszę wciąż te same skargi: „Musimy zmienić nasze życie, żeby On mniej pracował”. Albo: „Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie, bo tak, jak jest teraz, to już nie chcę”, „Widujemy się tak rzadko”, „Nie chcę czuć się samotna”, „Nie chcę być samotny”.Partnerzy mają do siebie pretensje o to, że któreś z nich tak oddaje się jakiejś swojej pasji, że w ogóle już nie myśli o rodzinie. Dochodzą emocjonalnie do ściany i wtedy wybuchają: „Tak dalej być już nie może!”. Czasem nie potrzeba żadnych dramatycznych sytuacji, zdrady czy przemocy, by małżeństwo stanęło na granicy rozpadu. Wystarczy nuda. Słyszę to w moim gabinecie co kilka dni: „Panie doktorze, u nas jeden dzień podobny jest do drugiego. Nigdzie nie chodzimy. U nikogo nie bywamy, taka wegetacja. Nic się nie dzieje, a przecież czas ucieka, powinniśmy coś z tym fantem zrobić”.Jeśli w tym momencie zaczniemy energicznie terapię i ratowanie związku, to stosunkowo łatwo można osiągnąć sukces. Musimy tylko wspólnie zaplanować codzienne życie od trudniej, gdy okazuje się, że mówiąc o codziennej nudzie, para przyznaje się, że od dwóch, trzech lat nie uprawiała z sobą seksu. Wtedy komunikat „Musimy zmienić nasze życie!” nabiera innych barw, bo seks niezwykle scala związek. Ale wszystko można jeszcze naprawić, jeśli partnerzy mają wolę i chęć, by usiąść razem do stołu obrad i poważnie SIĘ O CIEBIEBardzo ciekawe zdanie, w którym mogą być zawarte rozmaite uczucia i postawy - od altruizmu do egoizmu. Nie ma tu różnic pomiędzy kobietami a mężczyznami. Natomiast różny bywa podtekst tych słów. Inaczej brzmią wypowiadane przez żonę, której mąż dowiedział się, że wysyłają go z batalionem GROM-u do Afganistanu, a inaczej, jeśli dostał nową pracę, w której otoczą go młode i piękne to wynika z bezinteresownej troskiNajczęściej można to usłyszeć od kobiety. Ona mówi: „Martwię się o ciebie”, czyli „Jesteś mi bliski, troszczę się o ciebie”. Martwię się, bo widzę, że jesteś przepracowany. Martwię się, że źle wyglądasz. Martwię się o ciebie, bo zazwyczaj jeździsz bardzo szybko obwodnicą i możesz mieć wypadek. Martwię się, bo za bardzo przejmujesz się pracą. Martwię się, bo za mało jesz. Martwię się, bo nie masz czasu pójść na spacer. Martwię się, bo nie dbasz o leczenie… To jest dla niego to troska z podtekstem„Martwię się, że wylatujesz na konferencję do Madrytu” - może już być rozumiane dwojako. Oczywiście dla wielu osób oznacza to po prostu, że martwią się, czy wszystko pójdzie dobrze, a samolot nie spadnie. Czy ich ukochany nie struje się podłym, hotelowym jedzeniem. Czy go tam nie spotka coś to samo zdanie, powiedziane nawet tą samą barwą głosu, może oznaczać: „Martwię się o ciebie, bo na tej konferencji możesz poznać kogoś ciekawego i wdać się w romans. Ja tu będę na ciebie czekała i tęskniła, podczas gdy ty będziesz się tam dobrze bawił. Martwię się o ciebie, bo ty sobie wyjeżdżasz i będziesz gdzieś w atrakcyjnym miejscu, a ja zostaję w domu, z dziećmi i zepsutym kranem”. Pojawia się tu więc cień to wynika z braku zaufania„Podobno masz nową sekretarkę. To młoda i ładna dziewczyna. Martwię się o ciebie…”. Taki komunikat oznacza: „Martwię się o ciebie, bo ta baba może cię skompromitować. Jesteś zbyt łatwowierny, martwię się o ciebie, bo jesteś dobrym człowiekiem, ale nie znasz kobiet. To są takie spryciule, że cię owiną wokół palca”. To jest pomieszanie komunikatów, bo jednocześnie pobrzmiewa w tym „dbam o ciebie”, ale zaraz potem następuje ukryty komunikat: „Nie ufam ci, bo jesteś słaby, mało odporny na takie pokusy, możesz sobie nie dać rady”.Egoizm - co ludzie powiedzą?„Martwimy się o niego” - tak najczęściej mówią rodzice, gdy przychodzą do gabinetu z synem, który przejawia orientację homoseksualną. To dla nich bardzo bolesne, ale tak naprawdę wcale nie martwią się w tej sytuacji o niego, tylko myślą o sobie. Bo jeżeli On jest szczęśliwy, jemu jest z tym dobrze, to dlaczego mają się o niego martwić? Że nie będzie miał żony? Dzieci? Ale On tego nie potrzebuje. Martwią się więc o siebie, bo to im przejdzie koło nosa radość z wnuków. No i będą musieli się zmierzyć z pytaniem - „Co ludzie powiedzą?”. Jak widać „Martwię się o ciebie” może być nawet sformułowaniem bardzo radaMiałem pacjenta, który chciał zapanować nad bardzo silną zazdrością. Jego piękna żona pracowała zawodowo, a jednocześnie zajmowała się domem. Zaproponowano jej awans, który wiązał się z dużą liczbą wyjazdów i spotkań. Zazdrosny mąż miał dylemat, bo wiedział, że Ona wiąże z tą pracą duże nadzieje. Martwił się jednak, że ją tam zbałamucą. W końcu się zgodził i solidnie pracował nad sobą, żeby pozbyć się niezdrowej podejrzliwości. Po kilku miesiącach okazało się, że miał rację, martwiąc się - żona poznała kogoś na wyjeździe i od niego nadmierna kontrola, o czym już mówiłem, troska podszyta fałszem, może zniszczyć związek. Dajmy drugiej stronie więcej się kochamyCzęsto używane, też typowo kobiece sformułowanie. Co kryje się za tymi słowami To się tłumaczy na język polski tak: „Jakoś się ułoży. Jakoś to będzie. Nasza miłość rozwiąże wszystkie problemy”.Najczęściej wypowiadamy te słowa po to, żeby załagodzić kłótnię. Obie strony przeżywają ją mocno, obu już jest przykro, ale jeszcze nie znaleziono rozwiązania. Stąd wiara, że jeżeli się kochamy, to jakoś się między nami to również prośba: „Nie bądź przeciwko mnie. Nasza relacja jest najważniejsza i nadrzędna w stosunku do wszystkich innych relacji” - z rodzicami, z rodzeństwem, a nawet z własnymi radaTo jest mit, że miłość rozwiązuje wszystkie problemy. To nie zadziała, to tylko samouspokajanie się. A miłość mogła zostać podkopana. Konflikty same się nie rozwiążą, choć jeszcze przez pewien czas może wszystko jakoś działać. Bo przecież ci, którzy teraz wojują z sobą w sądach na rozprawach rozwodowych, też się kiedyś CIĘ!Jako biegły często muszę stawiać się w sądach - i te słowa często padają na sali rozpraw. Zawsze się wtedy zastanawiam, że przecież ci ludzie, którzy dziś toczą z sobą wojnę i są strasznie zajadli, kiedyś się kochali, spali razem, mówili sobie coś miłego, trzymali się za rączkę… Co się takiego stało, że teraz walczą z sobą i traktują siebie nawzajem jak najgorszych wrogów. Jak zapiekłe są te ich ONA ma na myśli„Nienawidzę cię!” - przeważnie wykrzykują kobiety. Jeśli robią to spontanicznie, w gniewie, w sytuacji skrajnych emocji, to może być kompletnie bez para się kocha, istnieje między nimi silna więź, to taki krzyk traktujemy spokojnie. Ona to potem tak tłumaczy: „Zdenerwowałam się i nie panuję nad emocjami”. Powiedziała w złości coś takiego, co w ogóle nie powinno przejść jej przez gardło. Ale było - minęło. Ona może nawet nie pamiętać, że to powiedziała. Natomiast co innego, gdy widzimy, że to nie jest spontaniczna wypowiedź, że te słowa padają po pewnym przemyśleniu. Tak może zareagować kobieta, gdy odkryła, że jej mąż ma romans. I rzeczywiście Ona go w tej chwili nienawidzi. Nastąpiło przebiegunowanie uczuć. To się zdarza. Te pozytywne uczucia, które żywiła do męża, w ciągu jednej sekundy zmieniły swój biegun. Tak jak go mocno kochała, będzie go teraz radaW awanturniczym zacietrzewieniu padają różne słowa. W chwili gdy kłótnia wygasa, przypomnijmy sobie słowo „przepraszam”. Ono ma magiczną moc… Fragment książki „Rozmówki małżeńskie” profesora Lwa-Starowicza, która okazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne To co możesz zrobić, to zająć się wyłącznie sobą i swoimi sprawami. Skoro twoja żona podjęła decyzję że ciebie nie kocha, demonstracyjnie wyprowadziła się od ciebie, dokonała wyboru, to nic na siłę nie zrobisz. Odpuść i nie nachodź jej, nie pisz, nie dzwoń, uszanuj jej wolę. Nie szukaj winy w sobie że się odkochała.

Witam. Mam 25 lat a moja zona 27. Jesteśmy ze sobą od ponad 5 lat. Ślub wzieliśmy półtora roku temu. Niby wszystko było w porządku ale przez ostatni miesiąc zona zaczęła się dziwnie zachowywać, dystansować. Po odbyciu rozmowy okazało się ze przestało zależeć jej na naszym związku. Jak się okazało było to przede wszystkim moja wina. Przez ostatni rok praktycznie nie zajmowałem się nią, nie spędzałem odpowiedniej ilości czasu oraz byłem o nią maniakalnie zazdrosny. Parę miesięcy temu powiedziała że jeśli będę się tak dalej zachowywać to odejdzie. Oczywiście nie brałem tego na poważnie, obiecywałem poprawę ale i tak nic nie robiłem w tym kierunku. Tydzień temu pojechała z byłym chłopakiem do teatru w Supraślu. Powiedziałem ze nie widzę problemu i nie będę się denerwował jednak nerwy wzięły górę i kolega musiał mnie uspokajać. Po powrocie spytałem się czemu się tak dziwnie zachowuje. Odpowiedziała ze nie zależy jej już na naszym związku i ma zamiar wyprowadzić się pod koniec maja. Dopiero wtedy się obudziłem i zrozumiałem co zrobiłem. Błagałem o wybaczenie, o jeszcze jedną szansę ale odpowiedź była zawsze taka sama - nie widzę już sensu w tym związku -. Na drugi dzień poszliśmy na spacer i porozmawialiśmy na spokojnie. Niby mam miesiąc czasu na pokazanie jej ze mogę się zmienić ale ona w to nie wieży i twierdzi ze nawet jeśli się uda nie oznacza to że zostanie. Załamałem się, płakałem , błagałem na kolanach że naprawię swoje błędy, nie będę ich powtarzał. Chcę zostać lepszym człowiekiem dla niej, dla siebie ale przede wszystkim dla naszego związku. Popełniłem błędy które chcę naprawić, mam motywację, wiem ze tym razem się uda ale ona dalej stwierdza ze chce się rozstać w przyjaźni, spotykać się czasami jako przyjaciele bo tylko to do mnie czuje. Jestem zmotywowany aby uratować ten związek ale nie wiem co mam zrobić żeby znowu mnie pokochała. Kocham ją najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Zachowywałem się jak kretyn przez ostatni rok ale chcę to naprawić. Znalazłem pracę, pomagam jej w domu, odbywamy rozmowy ale mam wrażenie że to nie wystarczy mimo iż widzi ze się staram. Co zrobić żeby znowu mnie pokochała, czy jest szansa na uratowanie naszego związku i czy w najgorszym wypadku separacja bądź odpoczynek od siebie może przynieść dobre rezultaty? Bardzo proszę o rady i pomoc. Cytuj

Wolałbym, żeby się awanturowała; wtedy mógłbym wyjść z domu, trzaskając drzwiami, i nie wrócić. A ona co? Kiedy sądziła, że nie widzę, patrzyła na mnie z miłością. Z troską, smutkiem, bólem, ale też z miłością. Na pewno się czegoś domyślała, lecz nie dążyła do konfrontacji. Kochała mnie i czekała. fot. Adobe Stock, prostooleh Wyprowadzając się z miasta, marzyłem o ciszy i spokojnych wieczorach we własnym ogrodzie. O bliskim kontakcie z naturą też myślałem, choć zdecydowanie w innym znaczeniu. Zawsze chciałem mieszkać na wsi, niestety, obowiązki zawodowe mi na to nie pozwalały. Miałem własną firmę i żeby utrzymać się na powierzchni. Pracowałem po kilkanaście godzin dziennie Spotkania z klientami, podwykonawcami, wizyty w bankach, w skarbówce… Przez długie dojazdy do miasta traciłbym cenny czas. Na dodatek moja żona była typowym mieszczuchem. Kochała uliczny tłok, pośpiech, samochody. Mówiła, że na wsi zanudziłaby się na śmierć, zwiędła jak niepodlewany kwiat. Nawet na wakacje wolała jeździć do zatłoczonych kurortów niż do leśnej głuszy. Tak więc niemal przez całe swoje życie męczyłem się w mieście, marząc o dniu, w którym zamieszkam w jakimś zacisznym zakątku. Pięć lat temu postanowiłem wreszcie spełnić swoje marzenie. Byłem już wtedy po rozwodzie, więc nie musiałem pytać żony o zdanie i zgodę. Niedługo po swoich 60. urodzinach sprzedałem większość udziałów w firmie i przekazałem obowiązki wspólnikowi. A warszawskie mieszkanie zamieniłem na domek pod lasem – niezbyt okazały, ale za to otaczał go piękny ogród. Centralnym punktem ogrodu było niewielkie jeziorko otoczone z trzech stron gęstymi szuwarami. W ciepłe wieczory siadałem nad jego brzegiem, patrzyłem na wodę i wsłuchiwałem się w otaczającą mnie ciszę. Uwielbiałem to Nie wyobrażałem sobie, że ktoś lub coś zmąci ten spokój, a ja przyjmę to z uśmiechem i radością. A jednak tak się stało. Za sprawą… kaczora. Znalazłem go w wiosenny poranek, trzy lata temu. Wracałem wtedy z pobliskiego miasteczka. Byłem już prawie pod furtką, gdy przez otwartą boczną szybę usłyszałem przeraźliwy pisk. Przestraszony zatrzymałem samochód. I wtedy go zobaczyłem. Leżał na środku jezdni i wrzeszczał jak nieboskie stworzenie. W pierwszej chwili chciałem go zostawić. Gdzieś tam kiedyś przeczytałem, że nie wolno od razu zabierać piskląt, które wypadły z gniazda, bo jest nadzieja, że matka po nie przyleci. Ale że droga była dość ruchliwa, a w pobliżu nie kręcił się żaden dorosły ptak, zapakowałem krzykacza do koszyka i zawróciłem w stronę miasteczka, do weterynarza. Nie miałem pojęcia, co to za ptak ani co dalej z nim zrobić. Weterynarz przyjął mnie bardzo ciepło. Dokładnie obejrzał malucha. – To pisklę dzikiej kaczki. Nie jest ranne, ale bardzo wygłodniałe i osłabione. Jeżeli dostanie jedzenie kilka razy dziennie, to szybko dojdzie do siebie – oświadczył, pakując ptaszka z powrotem do mojego koszyka. – Nie potrafię się nim zająć. Może mógłby zostać w lecznicy? – zapytałem z nadzieją w głosie, ale weterynarz tylko się uśmiechnął. – Na pewno da pan sobie radę. To naprawdę nic trudnego – powiedział i zrobił mi krótki wykład na temat opieki nad pisklętami. Po powrocie do domu zgodnie z zaleceniem lekarza ułożyłem kaczorka w ciepłym, miękkim legowisku zrobionym z ręczników. Potem nakarmiłem go papką z owoców oraz zmielonych płatków owsianych. W taki oto sposób, zanim się obejrzałem, zostałem kaczym ojcem… Pierwsze dni były bardzo trudne Donald, bo tak go nazwałem, był strasznym głodomorem. Ciągle się wydzierał i domagał się jedzenia. Bywało, że przez całe noce oka nie zmrużyłem. Na szczęście po kilku tygodniach stanął na własnych łapkach i co najważniejsze, trochę przycichł i sam wyszukiwał sobie jedzenie. Coraz więcej czasu spędzał w ogrodzie, gdzie wybudowałem mu nawet specjalny drewniany domek. Martwiło mnie tylko jedno: kaczorek nie umiał pływać. Na początku miałem nadzieję, że wiedziony instynktem, sam wskoczy do jeziorka. Ale nie. Chętnie myszkował w rabatkach, jednak wodę omijał z daleka. Pewnego dnia postanowiłem więc zachęcić go do pływania. Założyłem płetwy i naśladując kaczy chód, wszedłem do jeziorka. Miałem nadzieję, że Donald pójdzie za mną. Nic z tego. Stał na brzegu i przyglądał mi się z zaciekawieniem. Podobnie jak sąsiedzi. Nie mogli uwierzyć, że poważny starszy pan próbuje nauczyć kaczkę pływać. Nieraz widziałem, jak pukają się znacząco w głowy. Nic sobie jednak z tego nie robiłem. Powtarzałem tę wędrówkę jeszcze przez tydzień. Moja cierpliwość i wysiłki wreszcie zostały nagrodzone! Ósmego dnia kaczor wreszcie wszedł do wody. Zaczął przebierać łapkami i po chwili pływał, jakby robił to od urodzenia… Następnego dnia zatrzepotał skrzydłami i po raz pierwszy wzbił się w powietrze. Byłem z niego bardzo dumny. Donald rósł jak na drożdżach Po roku był już dużym, silnym ptaszyskiem. I bardzo mądrym. Nie odstępował mnie nawet na krok. Gdy pracowałem w ogrodzie, stał obok, gdy szedłem na spacer do lasu lub na zakupy do wiejskiego sklepu, dreptał grzecznie przy nodze. Kiedy zasiadałem na kanapie, przed telewizorem, on siadał przy mnie. Dopiero gdy kładłem się spać, szedł do swojego domku. Pilnował mnie niczym pies i jak pies mnie bronił. Pamiętam, jak któregoś dnia dwóch pijaczków poprosiło mnie przed sklepem o kilka groszy na piwo. Gdy odmówiłem, stali się agresywni. – Dawaj, dziadku, kasę, bo pożałujesz – wybełkotał jeden z nich i ruszył w moją stronę. Donald natychmiast zareagował. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, rozpostarł skrzydła, pochylił łeb i głośno sycząc, ruszył do ataku. Wyglądało to naprawdę groźnie. Gdyby napastnicy przytomnie nie wzięli nóg za pas, nie wiadomo, czym by to się skończyło. Donald uspokoił się dopiero wtedy, gdy zniknęli za rogiem. – No, no, ale ma pan ochroniarza. Tylko pozazdrościć – powiedziała z podziwem w głosie sklepowa. Jeszcze tego samego dnia o wyczynie Donalda wiedziała cała wieś. Od tamtej pory, gdy kaczor kroczył obok mnie, ludzie uśmiechali się przyjaźnie i… na wszelki wypadek przechodzili na drugą stronę ulicy. Nie lubiłem rozstawać się z Donaldem, dwa razy w tygodniu musiałem jednak jeździć do Warszawy, do firmy. Sprawdzić, czy wspólnik wszystkiego pilnuje i nie kombinuje czegoś na boku. Ilekroć jednak pakowałem się do samochodu, miałem potworne wyrzuty sumienia, bo kaczor asystował mi cały czas, drąc się rozpaczliwie, jakby go ktoś z piór oskubywał. Czułem się jak wyrodny ojciec, który zostawia dziecko Doszło do tego, że zamiast zajmować się pracą, zastanawiałem się, czy z kaczorem wszystko w porządku. Wcześniej przy okazji wizyt w stolicy umawiałem się zawsze na spotkanie z kolegami z dawnych lat. Teraz robiłem to znacznie rzadziej. Po wyjściu z firmy pędziłem do domu na łeb, na szyję. Ale było warto, bo kiedy wracałem, Donald zawsze wybiegał mi na spotkanie. Kwakał radośnie, łasił się u moich stóp, domagał się uwagi, głaskania. A gdy ociągałem się z pieszczotami, podszczypywał mnie w rękę lub łydkę. Od początku nie zamykałem kaczora w żadnej klatce. Gdyby chciał odlecieć, mógł to zrobić w każdej chwili. Ale nie kwapił się do odejścia. Nawet wtedy, gdy jego pobratymcy wyruszali w podróż do cieplejszych krajów, on trwał przy mnie. Cieszyłem się z tego. Im dłużej był ze mną, tym mocniej się do niego przywiązywałem. Traktowałem go jak swojego przyjaciela, ba, jak członka rodziny. Wczesną wiosną tego roku stało się najgorsze: Donald nagle zniknął. Rano, gdy wyjeżdżałem do Warszawy, jak zawsze żegnał mnie płaczliwym kwakaniem, ale gdy wróciłem nie wybiegł mi na spotkanie. Zaniepokojony przeszukałem cały ogród, nigdzie go nie było. W najbliższej okolicy też nie. Pytałem sąsiadów, nikt nie wiedział, co się stało. Byłem załamany. Przez następne dni z niepokojem wpatrywałem się w niebo, czekając na powrót przyjaciela. Ale się nie pojawiał. Po miesiącu już prawie straciłem nadzieję I wtedy nagle się odnalazł. Gdy się rano obudziłem i spojrzałem przez okno, zauważyłem, że pływa sobie, jak gdyby nigdy nic, po jeziorku. Już chciałem zrobić mu karczemną awanturę (jak ojciec synowi, który zwiał z domu), gdy dostrzegłem, że nie jest sam. Towarzyszyła mu urocza kacza dama wpatrzona w niego jak w obrazek. Wkrótce parka uwiła sobie gniazdko w szuwarach, a dwa tygodnie temu przyszły na świat młode… Teraz w moim stawie pływa sześć małych kaczuszek. O ciszy i spokoju mogę zapomnieć, bo maluchom dzioby się nie zamykają. Obawiam się, że to nie koniec, bo Donald szybko stracił zainteresowanie rodziną i właśnie sprowadził sobie kolejną dziewczynę… Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
Wszyscy mają problemy. Najważniejsze jest to, żeby je przetrwać; jakby ludzie się rozwodzili po pierwszej kłótni, to by ani jednego małżeństwa na świecie nie było. Pytałam córkę nie raz, o co jej tam naprawdę chodziło. Przecież kochała Roberta, pamiętam, jakie maślane oczy do niego robiła, jak do nas przychodził.

Od razu powiem, że tekst ten dotyczy TYLKO i wyłącznie partnerek. O nowych partnerach matek będzie oddzielny tekst, ponieważ według mnie popełniają oni zupełnie inne błędy w stosunkach z dziećmi swoich wybranek. Tekst ten piszę zarówno na podstawie własnych doświadczeń – jako dziecko rozwiedzionych rodziców, którzy wchodzili w nowe związki (w tym ojciec kilkukrotnie) oraz na podstawie obserwacji i rozmów z kobietami, które po rozstaniu z dotychczasowymi partnerami są w nowych relacjach i albo stały się „nowymi partnerkami tatusia” albo ich dzieci są uwikłane w relacje z towarzyszkami życia swoich ojców. Powiem szczerze. Takie kontakty są trudne. U jednych stosunki układają się ciut lepiej, u innych fatalnie. Zazwyczaj zależy to od tego, ile złych emocji jest jeszcze między dorosłymi. Im więcej, tym gorzej odbija się to na dzieciach. Osobiście wyodrębniam błędy, które popełniają nowe partnerki ojców, niestety najczęściej za owych ojców całkowitym przyzwoleniem lub biernością. BŁĄD NR 1 – PRÓBA ZAPRZYJAŹNIENIA SIĘ NA SIŁĘ. Niektóre kobiety wchodząc w związek z facetem, który ma dziecko na siłę chciałyby zaprzyjaźnić się z nim od razu po zapoznaniu. Czasem zdarza się oczywiście, że „kliknie” i dziecko akceptuje sytuację, szczególnie wtedy, gdy od rozstania rodziców minął już jakiś czas. Jeśli jednak sprawa jest dość świeża, dziecko potrzebuje czasu na zaakceptowanie nowej rzeczywistości. Jeśli dodatkowo jego mama nie akceptuje nowego związku swojego ex, robi się jeszcze trudniej. Potrzeba wyczucia, cierpliwości i czasu. Z pewnością nie przekupstwa, organizowania multum atrakcji i nadskakiwania. Dziecko może poczuć się osaczone, zobowiązane i mieć wyrzuty sumienia w stosunku do matki, którą kocha i nie chce sprawiać jej przykrości. Często jest też tak, że dziecko nadal liczy na to, że jego rodzice się zejdą, a nowa partnerka taty jawi im się jako jedyna przeszkoda. I to jest naturalne! BŁĄD NR 2 – MATKOWANIE. Matka pozostanie matką. Nawet jeśli nie żyje, to dla dziecka nadal nią pozostaje. Nawet jeśli porzuciła rodzinę – dziecko nadal ją kocha i tęskni. Próba wcielenia się w jej rolę wbrew woli dziecka jest po prostu zwyczajnym nadużyciem. Czasem bywa tak, że po czasie dzieci same wychodzą z inicjatywą, by na przykład zwracać się mamo do nowej partnerki taty i tak zaczynają ją traktować. Wówczas przy obopólnych chęciach można stworzyć relację zbliżoną do relacji matka – dziecko. Są rodziny, w których to się udaje. BŁĄD NR 3 – UTRUDNIANIE KONTAKTÓW. Próbę zawłaszczenia mężczyzny kosztem jego dzieci z poprzedniego związku uważam za skandaliczną niedojrzałość i jest to niedopuszczalne. Wiążąc się z facetem, który ma dzieci należy mieć świadomość tego, że on rozstał się z ich matką, a nie z nimi. Nie potrafisz tego zrozumieć, zostaw chłopa w spokoju. Jakiekolwiek próby utrudniania kontaktu ojca z jego dziećmi są wyrazem braku empatii, frustracji, zazdrości i zasługują na potępienie. Dom ojca powinien być dla jego dzieci zawsze otwarty, bez względu na to z kim się związał i jaka była przyczyna rozstania z matką dzieci. BŁĄD NR 4 – OGRANICZANIE PARTNEROWI WYDATKÓW FINANSOWYCH NA JEGO DZIECI. Powiedzmy sobie coś szczerze. Mało który facet płaci na swoje dzieci alimenty w takiej wysokości, by pokryły one w pełni potrzeby dziecka. Dużo więcej niż połowa nie płaci wcale! Matka musi i spod ziemi wytrzasnąć, a ojciec może. Nie musi. A potem zdziwko jak dostaje wyrok za alimenty. A temu wszystkiemu często przyklaskują nowe partnerki tatusiów twierdząc, że: te pieniądze to jego była na siebie wydaje, nie na dziecko. Z trudem powstrzymuję się, by zbyt dosadnie tego nie skomentować, bo mogłabym popłynąć. Prawdziwy facet zaspokaja potrzeby swoich dzieci na tyle na ile jest w stanie. Zapierdala po nocach i na 3 etaty, żeby dać im wszystko to, czego potrzebują do normalnego rozwoju, życia, nauki i zabawy. Kropka. Jeśli ktoś twierdzi, że 600 zł miesięcznie załatwia temat, to pusty śmiech mnie ogarnia. Tyle mój płacił na mnie 30 lat temu. Plus kursy językowe, kieszonkowe, kolonie, wycieczki, ubrania i inne. Nie uważam tego za zbytek. Pierwszym i podstawowym obowiązkiem ojca jest płacenie na dzieci, a nie na swoją nową panią. I naprawdę znam ojców, którym inna opcja nie mieści się w głowie. Ale znam też takich, którzy poza alimentami nie kupią dziecku nawet długopisu, „bo płacą alimenty” oraz takich którzy ukrywają dochody przez Sądem przy aplauzie swoich partnerek. Wstyd. BŁĄD NR 5 – TRAKTOWANIE DZIECKA JAK RYWALA. To kolejny objaw braku dojrzałości emocjonalnej. Dziecko nie może być konkurentem dla nowej partnerki ojca, ponieważ miłość do dzieci i miłość do kobiety to dwa totalnie różne uczucia. I tu powiem ponownie – jeśli nie rozumiesz tego, że związałaś się z facetem, który ma dzieci i jego zasranym obowiązkiem jest poświęcać im czas, pieniądze i miłość, to nie powinnaś być w tym związku. BŁĄD NR 6 – ZŁE TRAKTOWANIE DZIECKA SWOJEGO PARTNERA. I przez złe traktowanie rozumiem tu wiele rzeczy. Począwszy od ignorowania go i traktowania jak powietrze, przez uszczypliwe uwagi, po przemoc psychiczną lub co gorsza fizyczną. Dla tych pań jest w piekle miejsce specjalne. BŁĄD NR 7 – TRAKTOWANIE DZIECKA JAK DOROSŁEGO. Czyli przekonanie, że dziecko wszystko rozumie, działa z premedytacją i złośliwie nie potrafi nawiązać dobrej relacji z nową partnerką taty. Miałam 14 lat, kiedy mój ojciec żenił się po raz drugi. Choć mogłam sprawiać wrażenie niemal dorosłej nie rozumiałam kompletnie nic – tak to oceniam z perspektywy czasu. Byłam zagubiona, nie wiedziałam jak to wszystko poskładać, żeby było dobrze, żeby wszyscy byli zadowoleni. Dopiero jako dorosła osoba rozumiem, że nie moją rolą było to składać, tylko dorośli nawalili po całości. BŁĄD NR 8 – NASTAWIANIE OJCA PRZECIWKO DZIECKU. Podszeptywanie mu i sugerowanie, że dziecko jest złe, ma niewłaściwe podejście. To Wy drodzy dorośli macie niewłaściwe nastawienie i nie odrobiliście lekcji. Zasada jest prosta – nie wiesz co zrobić, żeby było lepiej? Zapytaj fachowca – najlepiej dobrego psychologa. BŁĄD NR 9 – PRZYZWOLENIE NA BRAK KONTAKTU OJCA Z DZIEĆMI. Często nowym partnerkom ojca jest na rękę to, że ojcowie ci nie utrzymują kontaktu z dziećmi z poprzedniego związku lub utrzymują go bardzo sporadycznie. Pamiętajmy jednak, że rozstanie rodziców NIGDY nie powinno oznaczać rozstania z dziećmi. Zwierzęta mają czasem silniejszy instynkt rodzicielski niż niektórzy ojcowie. Jeśli zrobił to dzieciom z poprzedniego związku, to samo może zrobić Waszym wspólnym. Zawsze miej to z tyłu głowy. A to, że z jakichkolwiek przyczyn nie chce kontaktu z dziećmi fatalnie o nim świadczy. BŁĄD NR 10 – PRZEŚWIADCZENIE, ŻE WSPÓLNE DZIECKO JEST WAŻNIEJSZE DLA NIEGO NIŻ DZIECKO Z POPRZEDNIEGO ZWIĄZKU. Ono jest tak samo ważne i ma prawo do takiego samego, nieograniczonego kontaktu z tatą. Nowa kobieta nigdy nie powinna dążyć do odsunięcia ojca od dzieci i przekonania go do tego, że nowe dziecko jest ważniejsze niż poprzednie. Wasze sprawy to są Wasze sprawy. A zazdrość to bardzo brzydka cecha. BŁĄD NR 11 – ZAŁATWIANIE JAKICHKOLWIEK SPRAW MIĘDZY PARTNEREM, JEGO EX PRZY DZIECIACH. Nie wolno tego robić. Złość, zazdrość, pretensje niestety bardzo często towarzyszą rozstaniom ludzi, ale dzieci trzeba chronić przed sprawami, których nie rozumieją. Dla dziecka obojętnie w jakim wieku koniec rodziny to koniec życia jakie znało. Jego poczucie bezpieczeństwa chwieje się wtedy w posadach i jest mu bardzo trudno zaadaptować się do nowej sytuacji. W przypadku śmierci matki sytuacja jest jeszcze bardziej traumatyczna. Zawsze warto w takich momentach korzystać z pomocy wykwalifikowanego psychologa lub psychoterapeuty. Kim powinna być dla dziecka nowa partnerka ojca? Nową partnerką ojca. Nie matką, nie przyjaciółką, nie rywalką, nie wrogiem. Takie proste, a zarazem takie trudne. Żona mojego ojca oblała ten egzamin. Traktowała mnie źle, a mój ojciec na to pozwolił. I dziś nie boję się powiedzieć głośno, że zawiedli na całej linii. Nie powinnam była jako dziecko doświadczać tego, czego latami doświadczałam i mam żal. Swoje sprawy, frustracje, kompleksy, niepowodzenia i problemy załatwiali moim kosztem. Dość powiedziałam, gdy miałam 23 lata. Szkoda, że tak późno. Czasu nie cofnę. Żaden ojciec nie powinien pozwolić swojej pani na to, żeby jego dzieci źle czuły się w domu, w którym on mieszka. Żaden nie powinien dać się manipulować i odbierać dzieciom tego, co należy im się tylko dlatego, że żyją – miłości, szacunku, pieniędzy na zaspokojenie potrzeb i czasu. Same się na świat nie pchały. Tyle ode mnie. Anna Jaworska – MumMe Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem). Polub moją stronę na Facebooku Zajrzyj na mój Instagram Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.

. 698 772 603 329 87 139 471 670

co zrobić żeby żona częściej się kochała